niedziela, 26 września 2010

Najmłodszy Doktor Kościoła

"Praktykowanie miłosierdzia nie zawsze było dla mnie takie słodkie, (...) Przez długi czas, podczas wieczornej modlitwy, zajmowałam miejsce przed siostrą, która miała dziwną manię, i jak sądzę... dużo światła, gdyż rzadko posługiwała się książką. Gdy tylko siostra ta przychodziła, natychmiast zaczynała wydawać dziwny cichy dźwięk, który był podobny do tego, jaki robią dwie muszelki pocierane jedna o drugą. Tylko ja to zauważałam, gdyż mam niezwykle czuły słuch (niekiedy nawet za bardzo). (...) Miałam wielką ochotę obrócić głowę i popatrzeć na winowajczynię, która oczywiście nie zdawała sobie sprawy ze swojego tiku, był to jedyny sposób, żeby ją oświecić; ale w głębi serca czułam, że bardziej warto przecierpieć to z miłości do dobrego Boga i żeby nie sprawić przykrości tej siostrze. Pozostawałam więc nieruchoma i próbowałam zjednoczyć się z dobrym Bogiem, zapomnieć o cichym dźwięku... wszystko było bezużyteczne, czułam, jak zalewa mnie pot i byłam zmuszona po prostu odprawiać modlitwę cierpienia, ale cały czas cierpiąc, starałam się robić to nie z rozdrażnieniem, ale z radością i pokojem, przynajmniej w głębi duszy, więc próbowałam pokochać cichy dźwięk tak nieprzyjemny; zamiast usiłować nie słyszeć go (rzecz niemożliwa), wytężałam moją uwagę, żeby wsłuchiwać się w niego, jakby był zachwycającym koncertem i cała moja modlitwa (która nie była modlitwą odpocznienia) upływała na ofiarowaniu tego koncertu Jezusowi."

/św. Teresa od Dzieciątka Jezus/

Brak komentarzy: